Refleksja im. Wertera
Komentarze: 2
Wczoraj widziałem cię w metrze. Pewnie gdyby nie ten pieprzony tłok (jak zwykle o tej porze), spotkalibyśmy się. A tak to co? Mam krzyczeć? Wołać za tobą? I żeby ludzie się patrzyli jak na idiotę? A nawet jakbym ostatkiem sił wzniósł się na wyżyny i miałbym wrażenie, że złapałem cię za nogi, to co? Znów szybko okazałoby się, że to jednak nie ty. I spadłyby ci buty. A ja razem z nimi. Już mnie nawet nie boli upadek. A nawet jeśli boli, to nie tak, jak można by się spodziewać. Co najwyżej tak jak złamane słowo albo serce. Bo upadek stał się częścią mnie.
Ciekawe, czy ktoś kiedyś wymyśli lek od bólu istnienia. To by było coś! Nobel gwarantowany. A może by tak ustanowić osobną nagrodę w dziedzinie profilaktyki i leczenia weltschmerzu? Nagrodę imienia Wertera. Tylko czy byłoby ją komu przyznawać?
Tako rzecze Nechrist
Dodaj komentarz