cze 01 2005

Wielopłaszczyznowa notka inspirowana


Komentarze: 4

Pewnej nocy jeż przyszedł do psa, żeby spytac go o drogę przez świat.
A było to tak:
   Jeż był jeszcze młody i nie znał padołu, na którym przyszło mu wieść jego kolczasty żywot. Całymi dniami wędrował po Gęstwinie, poznając jej tajemnice. Widział mrówki, jak pracowicie, w równych szeregach nosiły sosnowe igiełki do swego mrowiska i uczył się od motyla trudnej sztuki dostrzegania piękna pośród polnych kwiatów. Raz nawet natknął się na jakieś ludzkie dzieci bawiące się na huśtawce zawieszonej na gałęzi wysokiego dębu, ale szybko przemknął obok, nie chcąc by go  zauważyły, ponieważ wszyscy w lesie wiedzą, że ludziom lepiej w drogę nie wchodzić.
Pewnego dnia przystanął wśród sosen, aby posłuchać koncertu na cztery dzioby i dzięcioła. Był wyczerpany całodzienną wędrówką, a śpiew ptaków tak go ukoił, że nawet nie zauważył, kiedy oczy skleiły mu się i spłynął nań błogi sen. Gdy się obudził było już ciemno. Ptaki dawno umilkły i odleciały, najpewniej ćwiczyć przed kolejnym koncertem, a on został sam, otoczony niepokojącą ciszą lasu. Bał się. Wiedział, że jego rodzice i bracia martwią się, chciał jak najszybciej wrócić do domu. Ale po ciemku nie mógł znaleźć drogi. W dodatku wszyscy mieszkańcy Gęstwiny dawno już spali i nie było nikogo, kto mógłby mu powiedzieć, którędy ma iść. Błądził więc przez jakiś czas, aż dotarł do skraju lasu.
W oddali ujrzał małe ludzkie miasteczko. "Może tam znajdzie się ktoś, kto wskaże mi drogę", pomyślał i ruszył w stronę latarnianych świateł. Obawiał się, że spotka nieprzyjaznych ludzi, którzy słyną w lesie z okropieństw, jakie wyrządzają zwierzętom, ale skoro zawędrował już tak daleko, postanowił się nie poddawać. Gdy był już blisko miasteczka, obejrzał się za siebie. W oddali na niewielkim wzniesieniu majaczyły dwa wolno stojące drzewa o tak cienkich pniach, że ich korony przypominały ludzi unoszących się w powietrzu. Wzdrygnął się na samą myśl o tym, ale szedł dalej, aż usłyszał ujadanie psa dochodzące zza pobliskiej bramy. Poznał kiedyś kilka wilków, ale nie przypadły mu do gustu. Z reguły wilki odnosiły się do innych zwierząt z wyższością, były samotnikami i tylko czasem grasowały po lesie w niewielkich stadach. A wtedy lepiej było zejść im z drogi. O psach jeż słyszał tyle, że są podobne do wilków, tylko bardziej nieobliczalne i niebezpieczne, bo żyją w zgodzie z ludźmi. Jednak ten, którego ujrzał za bramą, choć z wyglądu przypominał wilka, wydawał się być inny. Wręcz zjawiskowy. Miał duże zielone oczy, jakie widuje się tylko u kotów. Biła z nich mądrość i zrozumienie. To ośmieliło jeża na tyle, że zbliżył się do bramy z nadzieją, iż może pies będzie w stanie mu pomóc. Zapiszczał cicho, nie będąc jednak pewnym, czy pies zrozumie jego język. Pies szczeknął kilka razy, niepewnie i jakby ostrzegawczo, po czym przechylił głowę jak to psy mają w zwyczaju, gdy się czemuś bardzo dziwią i przemówił do jeża w dziwnym języku składającym się z pisków, szczeknięć i warkliwych pomruków.
- Dlaczego jesteś smutny?
- Zgubiłem drogę do domu - odpowiedział jeż, nie dowierzając,że się wzajemnie rozumieją. Czy mógłbyś wskazać mi drogę do mojego domu?
- Dróg jest wiele, a każda z nich prowadzi przez świat - odparł pies. Ale która jest najwłaściwsza - nie potrafię Ci powiedzieć, sam musisz ją znaleźć, tylko pamiętaj - idź zawsze przed siebie, nie oglądaj się wstecz, bo tam może czychać wielkie niebezpieczeństwo. Kieruj się głosem serca i swoim wrażliwym noskiem, a odnajdziesz właściwą ścieżkę.
Jeż poczuł nagły przypływ sił i otuchy, jakby w jego serce ktoś przelał cały strumień ożywczej górskiej wody. Nie wiedząc jak się odwdzięczyć, podarował psu jeden ze swych jeżowych kolców i ruszył w świat...

Gdy się obudził właśnie świtało. Słońce niczym wielkie pomarańczowe jabłko rozpoczynało  kolejny etap wędrówki do kresu błękitu, zalewając magicznym blaskiem małą polanę wśród sosen, gdzie ukojony śpiewem ptaków usnął jeż. Delikatny powiew wiatru przyniósł ze sobą znajomy zapach, zapach świeżych jabłek i liści, zapach domu. Jakże rozradowało się jeżowe serduszko! Teraz już wiedział dokąd iść. Coś jednak nie dawało mu spokoju. "Skoro spałem tu całą noc, to czy ten mądry, przyjacielski pies był tylko snem?". Tak rozmyślając przeczesał swoje kolce i spostrzegł, że jednego brakuje. Uśmiechnął się i ruszył naprzód sobie tylko znaną ścieżką...

BĘDZIE OKAJ...

Tako rzecze Nechrist

nechrist : :
01 czerwca 2005, 13:44
tak, Kocie, niby racja, ale ważne jest też żeby mieć cel, do którego się idzie, a wtedy obrana ścieżka ma znaczenie...
One Path
01 czerwca 2005, 13:37
trzydzieści sześć tysięcy miliardów snów, a tylko jeden się spełnia =)
01 czerwca 2005, 13:37
nom... pytanie tylko KTÓRY...
Kot z Cheshire
01 czerwca 2005, 13:37
a ja powiem, że to nieważne, dokąd się idzie. Bo jeśli się idzie, to zawsze dokądś się dojdzie, prawda? Nie można przecież dojść do Nikąd.

Dodaj komentarz