mar 17 2005

"Wysłuchana Modlitwa"


Komentarze: 7

       Wracając z pracy, wstąpiłem do apteki, żeby kupić sobie lekarstwa, bo jestem ostatnio trochę przeziębiony (swoją drogą trzeci raz w ciągu miesiąca). Po drodze z apteki do metra, usłyszałem ciche, wypowiedziane nieśmiałym głosem słowa: "proszę o dwadzieścia groszy...". Odwróciłem się i ujrzałem starszą kobietę w błękitnej chustce na głowie. Z reguły przechodzę obok żebraków obojętnie, bądź obdarzam ich zdawkowym "nie mam", tym razem jednak postąpiłem inaczej. Zwyczajnie coś nie pozwoliło mi jej tak po prostu minąć. Wyglądała na jakieś siedemdziesiąt lat, choć możliwe, że była młodsza, tylko nędza doprawiła jej kilka zmarszczek na smutnej twarzy. Wyjąłem portfel i wręczyłem kobiecie drobne, które tam miałem. Uśmiechnęła się serdecznie i chyba byłaby mnie uściskała, gdyby nie fakt, że zbyt dużo ludzi przechodziło obok. Jej oczy zrobiły się tak ogromne, że na niebie, które stworzyły wraz z błękitem chustki, pomieścić mogłyby się wszystkie ptaki świata. "Dziękuję, synku, niech Bóg ci wynagrodzi" powiedziała, na co odrzekłem, że Boga nie ma. Nie obruszyła się, tylko odparła, że ona jest z tych, co w niego wierzą i codziennie się do niego modli, i że on dużo w jej życiu zrobił, że cały świat, słońce, ona, ja - to wszystko stworzenia boskie i nawet jeśli w to nie wierzę, on wynagrodzi mi "moje dobre serce". Uśmiechnąłem się, pożegnałem i poszedłem w swoją stronę, uboższy o złotówkę, ale jednak o coś bogatszy...
Nie zacząłem cudownie wierzyć w Boga, ale nie przeszkadza mi to wiedzieć, że tej kobiecie to właśnie on mnie zesłał. I mówcie sobie co chcecie, ale czułem się jak dar od niego, jak wysłuchana modlitwa...

Tako rzecze Nechrist

PS. Już widzę te wasze złośliwe komentarze, ale zaznaczam, że nie jestem żadnym megalomanem i wcale nie uważam, że moja złotówka to największe bogactwo świata. Liczy się chyba co innego...

Amen

nechrist : :
23 marca 2005, 12:20
\"Nie podoba mi się świat, gdzie >>właściwe<< zdarza się tak rzadko, że uważamy je za >>uprzejmość<<\" (J.Carroll)
22 marca 2005, 15:47
parafrazując wujaszka Frycka, \"rzekł do mnie diabeł: >>i Bóg ma swoje piekło na ziemi, jest nim miłość do ludzi<<\"
Brada
21 marca 2005, 19:09
Jeee, zgadzam się z przedmówcą:D No, a Bóg umarł i pozostało tylko życie... i śmierć, ale o tym wiemy, prawda?:>
Szalony kapelusznik
21 marca 2005, 18:58
Nie ma po co naprawiać świata, bo on tego nie potrzebuje. Nie jest zepsuty. Jest taki, jaki być powinien, jaki powstał na początku. Zły, zimny, ale z drugiej strony daje wiele dobra i radości. Przyjmuję zasadę, że ci, którym mogę pomóc po prostu mają więcej szczęścia od tych drugich, może bardziej potrzebujących... Tak właśnie działa świat, nie potrzebuje pechowców i chce się ich pozbyć...Można jedynie naprawić nasze małe, gorzkie ego, naszą spruchniałą osobowość, czasem wrzucając do puszki PCK 2 złote, albo dając staruszce na bułkę.
A to, że czujesz się przy tym jak anioł stróż pewnej pani, która nie wie jeszcze, że Bóg umarł(i pewnie się już nigdy nie dowie)... Cóż, to tylko kwestia interpretacji i jakiegoś dziwnego dążenia do usprawiedliwiania każdego ludzkiego odruchu w dzisiejczym odczłowieczonym świecie...
21 marca 2005, 15:36
warszawa. centrum miasta. tramwaj nr... Wsiada młoda Rumunka z małym dzieckiem. wypowiada wyklepaną formułkę, że jest głodna itd, po czym przechadza się z papierowym kubeczkiem z McDonalda wzdłuż wagonu. Starsza kobieta w moherowym berecie wrzuca jej kilka monet. \"Co tak mało? Daj więcej\" - padły słowa podziękowania z ust Rumunki...

Ja wiem, że nie da się naprawić świata, że nikt, nigdy, nie będzie miał tyle pieniędzy, by poprawić życie wszystkim biednym i głodującym. Ale w życiu chodzi nie o to, żeby naprawiać świat, ale o to chyba, żeby przeżyć je w zgodzie z własnym sumieniem..
haron
20 marca 2005, 22:02
wroclaw glowny... uboga osoba podeszla do mnie i poprosila o pieniadze... to byl dzien w ktorym chcialem naparwic swiat... ow czlowiek otrzymal odemnie wszystkie pieniadze jakie mialem nie potrzebne mi na bilet do domu... czulem sie swietnie... do moment kiedy nie zobaczylem kolejnej osoby grzebiacej w smietniku za jedzeniem... ale przecierz nie mam jz pieniedzy... a jesli ta osoba potrzebuje tych pieniedzy bardziej niz tamta .. czy moze powinienem podzielic te pieniadze na pol... pociag przedzial przedemna kilka godzin jazdy do kamiennej... mysli ktore mnie przytlaczaja czemu ja nie mam pieniedzy zeby naprawic swiat zeby dac jedzenie potrzebujacym... czemu nie mam na tyle pieniedze zeby naprawic wszystko... czemu zle sie czuje przecierz naprawilem zlo ktore spotkalem daje na wielka orkiestre kupuje swieczki w karitasie ale to nie to... od tego czasu nie daje pieniedze zadnemu biedakowi, zbyt bardzo mnie przytlacza fakt ze moglem zle trafic on moze wziasc te pieniadze i wypic czy tez nacpac sie o jeden raz za
Khold
20 marca 2005, 22:00
wow pierwszy koment mooj :D
wiara w Boga to ułatwianie sobie życia...babeczka pewnie normalnie skoczyła by pod metro gdbyby nie fakt, że sobie wmawiała, ze domniemiany Bóg jej pomoże...no i przypadek (ze akurat jej dałeś kase) potraktowała jako opatrzność... a tak w ogóle to co tam Panie w polityce? :P co słychac bo nawet sie nie odezwiesz :P phi

Dodaj komentarz